Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 411 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5
|
Miesiac przed katastrofą
-Jeszcze 15 minut i koniec konkursu-rzekl czlowiek w garniturze
Przypominamy ze glowna nagroda jest suma 10 tys dolarów oraz wycieczka do australi i Ameryki sponsorowany przez Oceanic Airlines.
Pamietajcie o tym-odpowiedzial z usmiechem
-Jakbym mogl zapomniec-odpowiedzial w myslach William-to moja szansa,moja chwila by udowodnic ze jednak jestem kims,udowodnie im wszystkim wygrywajac w tym konkursie,pokazujac ze dzieki zainteresowania mozna osiagnac wiele.
-koniec prosze odlozyc testy,jutro oglosimy zwyciezce,ktory otrzyma glowna nagrode.Przypominam ze jest nia .......-mowil dalej czlowiek w czarnych okularach.
*************
Dzien pozniej
I tak zwyciezsca zostaje William Fate brawa dla tego mlodego czlowieka-mowil czlowiek ubrany w garnitur.-Glowna nagroda jest jego,ktoz by niechcial byc na jego miejscu-mowil dalej
Pewnie wielu jednak ja chcialbym byc kim innym,kims normalnym
-pomyslal,wzial nagrode i odszedl
2 h pozniej,sala zawodnikow w walce mieczem,wyniki zawodow
Prosze panstwa przed rozdaniem pasow,swiadect ukonczenia naszych kursow oraz prawdziwych japońskich katan poprosimy na scene wszystkich rodzicow wraz ze swymi dziecmi,by mogly czuc dume ze swych potomkow.
ech znowu to samo,dlaczego to tak musi byc-pomyslal,i odebral,świadectwo,miecz i pas.Byl sam.Nie wiedział jednak jak ta nagroda przyda mu się w życiu
***********
Palący się dom, biegnąca siostra w płomieniach w jego stronę, zwłoki jego rodziców mnóstwo policji i strażaków i on sam mający 12 lat wracając od babci. i widzący makabryczne obrazy, które utkwią mu w pamięci do końca życia.Ten sen wygląda zawsze
tak samo i tak samo się kończy. Nagłym,gwałtownym przebudzeniem i tak było i tym razem...
-Mamo,tato,siostrzyczko NIEEEEE!!!-William obudził się z krzykiem,poraz kolejny,od 10 lat ten sen powtarzał się już z tysiąc razy
3 tygodnie przed katastrofą
Była północ.Prawie całe miasto już od dawna spało,jednak 2 osoby miały zbyt ważną sprawę by mogły normalnie się położyć i zasnąć
-Witaj John,masz to o co cię prosiłem-zapytał się 45 letniego gościa siedzącego przed nim
-Wpierw kasa-odpowiedział przypalając papierosa
-Wpierw dam ci 10 tys,potem cała resztę gdy załatwimy sprawę-odparł i podał mu kopertę pieniędzmi
-Dobra, niech będzie-odpowiedział przyjmując kasę.-Wystawię ci tego gościa,co zabił twoją rodzine,pamiętaj jednak że to droga bez powrotu,będziesz musiał coś z nim zrobić bo on ci nie odpuści.
-Wiem o tym,dlatego zamówiłem u ciebie broń,podaj tylko adres
-Dobra niech będzie,tu masz broń,niechciałeś nic specjalnego więc wziąłem ci colta-poczym podał mu broń wraz z amunicją.A gościu będzie czekał na ciebię jutro wieczorem w opuszczonym hangarze o numerze 42 nad wodą.Mam nadzieję że umiesz strzelac?-spytał się
-oczywiscie,chodzilem na strzelnicę-odparł
-Nie o to mi chodziło,miałem na myśli czy strzelałes kiedyś do ludzi,ale mniejsza o to.Przyjechać po ciebie ?-zadał pytanie
-Nie,sam tam trafię do zobaczenia –poczym wyszedł nieczekając za odpowiedzią
Noc była chłodna i ciemna lecz spokojna.Dobrzy ludzie już spali,jednak William Fate czuł się wspaniale i był zbyt podekscytowany by mógł zasnąć.To się już niedługo skończy,niebędzie koszmarów i pomszczę rodzine-poczym pomacał pistolet,uśmiechnął się i zwrócił swą twarz w stronę krzyża powieszonego na ścianie.
-Panie Boże natchnij mnie swa siłą bym mógł wykonać powierzone mi zadanie,-powiedział w stronę krzyża, i zaczął się modlić.
-Pan jest pasterzem moim
PAN jest moim pasterzem
i nie brak mi niczego.
Pozwala mi spocząć
wśród zielonych pastwisk
Prowadzi mnie do wód spokojnych,
pokrzepia moją duszę.
Prowadzi mnie prawymi ścieżkami
przez wzgląd na swoje Imię.
Lecz choćbym nawet szedł mroczną doliną,
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Twoja laska i kij pasterski
są mym pocieszeniem.
Stół dla mnie zastawiasz
na oczach mych wrogów
olejkiem moją głowę namaszczasz,
mój kielich aż się przelewa.
Tak dobroć i łaska za mną podążą
przez wszystkie dni mojego życia.
I na długie dni zamieszkam
w domu PANA.-poczym porostu padł na łózko i zasnął,tym razem bez koszmarów,gdyż śniły mu się ostatnie święta wraz z rodziną
***********
Ten sam dzień-noc
Ciszę nocną przerwał odgłos silnika samochodu.4-Osobowy wan,własnie jechał ulicą
-Dzięki Mathiew,za to, że jedziesz ze mną,ale dlaczego zabrałeś ze Sabą Monice-poczym wskazał na ładnie wyglądającą czarnowłosą dwudziesto-pięcio letnią dziewczynę
-A myślisz, że co, puściłabym swego męża samego.Ja go kocham,nie i on wie o tym, że będę przy nim zawsze-powiedziała nieco gniewnym, lecz stanowczym tonem.-Pozatym ty jesteś również moim przyjacielem-odpowiedziała
-Sam słyszałeś-powiedział z uśmiechem dobrze zbudowany chłopak o imieniu, Mathiew-W małżeństwie nie ma nie ma sprzeciwów –opowiedział z uśmiechem
-No dobra,ale obydwoje zostajecie w samochodzie,wszystko robimy wg umowy,ja wchodzę,zabijam go i wracamy do domu-mówił po raz setny do swych towarzyszy a oni poraz kolejny mu przytaknęli.Byli już niedaleko swojego celu
20 minut później-przystań
Zgodnie z planem Will zostawił swoich przyjaciół w samochodzie samotnie wszedł do hangaru.Zaczał iść przed siebie.Wiedział, że niebędzie już odwrotu.Wyjął pistolet,odbezpieczył i szedł dalej.Po chwili zobaczył to czego szukał.Zobaczył związanego człowieka na krześle z torbą na głowie.Podszedł do niego i zdjął mu torbę z głowy.Wymierzył i powiedział-
-Teraz zginiesz za moich rodziców,pamiętasz rodzinę Fate,jeśli tak to wiesz, za co zaraz umrzesz.
Spodziewał się strachu,płaczu a nawet błagania o litość.Ale nie tego, co wydarzyło się po tym.
Człowiek zwyczajnie się roześmiał.Po chwili zanosząc się śmiechem powiedział
-Hahaha myślisz głupcze, że to ty rozdajesz karty,że ty jesteś tu szefem.Jeśli tak to obejrzyj się za siebie.
I Will się obejrzał.Zobaczył zarys dwóch ludzi stających za nim.Nie zdążył się jednak im przyjrzeć.Oberwał w głowę kolbą pistoletu.Stracił przytomność.
Jakiś czas później
Czuł okropny bul głowy.Poczuł jak na głowie wyrósł mu olbrzymi siniak.Spróbował wstać jednak usłyszał,głos
-Nawet tego nie próbuj,bo wpakuję ci kule prosto w tą twoją głowę
Podniósł głowę szukając źródła sygnału i zobaczył trójkę ludzi.Jednego z nich już znał.Był nim człowiek przywiązany do krzesła.Drugiego nie znał jednak przypomniał sobie, że jest nim człowiek, który go ogłuszył trzecim był gruby człowiek, który okazał sie….Człowiekiem, któremu zapłacił za znalezienie mordercy swoich rodziców
-John??Ty gnojku a ja ci zaufałem,ty psie zapłaciłem ci za to wszystko a ty mnie oszukałeś, dlaczego,ty …….-Krzyczał, ale po chwili dostał solidny cios pięścią
-Nie nie bijcie go już,proszę-powiedział grubas,poczym odezwał się do chłopaka.-Wybacz mi Niechciałem tego,ale oni powiedzieli, że zabiją moją rodzinę,że zgwałcą mi żone,zrozum-zaczął się tłumaczyć, ale również oberwał cios w głowę
-Ach zamknij się,poco mu to mówisz i tak zaraz zdechnie-powiedział gościu,dzieki, któremu zawdzięczał siniak na głowie-Witaj Williamie,wiesz, kim jestem-spytał.-Nie to dobrze,ale się przedstawie.Nazywam się Joschua Clate.Moim ojcem jest szef mafii..Widzisz twój stary podpadł nam.Taki ważny biurokrata a nie chciał podpisać paru umów.ostrzeagałem go,ale Niechciał słuchać.No i dalszy rozwój wypadków znasz-powiedział uśmiechając się obleśnie.-No, ale ty przeżyłeś,lecz to się da łatwo naprawić-dodał,poczym powiedział do swojego człowieka-Ty Willis,wiesz, co robić.Poczekaj 30 minut i zastrzel potem dołącz do nas do baru pod ostrygą.Będziemy na ciebie czekać.-Powiedział poczym szarpnął Johna za rękę i poszedł z nim w kierunku wyjścia.
Minuty wlekły się jak godziny,czas leciał powoli.W końcu zbir odezwał się.
-No czas to kończyć,sorry młody-poczym obrócił pistolet w jego stronę
Nagle ciszę przerwał halas.To był Mathiew,biegł w stronę Willisa poczym rzucił się na niego.Zaczeli się szamotać ze sobą.To wszystko rozegrało się w parę sekund.William wstał odpiął kurtkę i wyciągnął katanę.Nagle cisze przerwały dwa strzały.jednak Will już się zamachnął.Zamachnał się,zobaczył pełne przerażenia oczy Willysa,tóry kierował ręke z pistoletem w kierunku Williama.Jednak Will był szybszy,katana przecieła ręke,z taką łatwością jak nóż wchodzi w masło.Krew siknęła na ziemię,obryzgując wszystko wokół.Jednak William po chwili uderzył drugi raz,celując tym razem w głowe.I tym razem broń niezawiodła.Przeszła z łatwością przez czaszke.Razem z krwia,z głowy wypadła szara masa.Lecąc w powietrzu zatrzymała się na ścianie.Will jednak m\nie miał chwili do świetowania zwycięstwa.Podbiegł do swojego przyjaciela.Zauważył dziury po kuli prosto w klatce piersiowej.Mathiew jeszcze żył.
-Mathiew,ty głupcze,czemu to zrobiłeś.Miałes siedzieć w samochodzie-mówił ze łzami w oczach.
-Zobaczyłem…jak dwóch…ludzi wychodzi.z tąd.Po..myślałem że…potrzebujesz ……pomocy-mówił lecz krew wypływająca z ust utrudniała mu mowę.-Zabierz…mnie do samochodu …proszę-powiedział a jego skóra zaczeła się robić biała
-Oczywiście już to robie.Dziekuje ci przyjacielu-powiedział,poczym podniósł przyjaciela na plecy i zaczał z nim iść w kierunku samochodu.Jednak wcześniej podniósł z ziemi swój pistolet
Po chwili podszedł do samochodu,i na wejściu powiedział-Monice,pomóż mi on jest ranny.-jednak nagle zauważył to co powinien zobaczyć dawno temu.W szybie od samochodu były ślady po kuli.A Monice siedziała na przednim, fotelu trzymając się za brzuch w dużej kałuży krwi.Monice była martwa
-Nie tylko nie to-powiedział płacząc gdy położył Mathiew na siedzeniu kierowcy.Po chwili Mathiew się odezwał
-Nie ,proszę zostaw… mnie tak,nie ……zabieraj mnie do ..szpitala, pozwól mi,,,,umrzeć- mówił gdy spostrzegł że jego żona nie żyje
-Na pewno tego chcesz-spytał wiedzac że Mathiew już zdecydował.Wiedział że dla niego życie beż Monice jest bezsensu.
-Tak,proszę cie tylko o jedno,podaj mi jej dłoń
-Oczywiście,już-poczym płacząc włożył mu do jego ręki dłoń Monice-Już
-A teraz..złap tego gnojka proszę.Zrób to dla mnie.-poczym zaczął mówić do swojej żony wciąż trzymając ja za ręke-Kochanie,poczekaj za mną,zaraz…do ….ciebie dołacze,wiedz..że cię…kocham.moja ukochana..moja…jedyna…-mówił.coraz wolniej,coraz ciszej.Jego słowa przerywał kaszel który był pełen krwi. W końcu jego głos umilkł.
William czekał do tego momentu,podszedł do przyjaciela i zajrzał mu w oczy.Zawsze takie wesołe,radosne teraz puste i szare .Podszedł do niego i zamknął mu powieki. To samo zrobił Monice.Poczym zaczął odmawiać modlitwę.Po chwili obejrzał się na parę przyjaciół i powiedział
-Przez te wszystkie lata byliście moją rodziną,to moja wina, że zgineliście.Mam nadzieję że kiedyś mi wybaczycie-powiedział ze łzami i ruszył przed siebie. W jego głowie teraz krzątała się tylko jedna myśl- bar pod ostrygą, oraz zabicie niejakiego Joschuy
***********
12 lat temu
Był letni lipcowy dzień. Ludzie wyjeżdżali na wakacje, dzieci kąpały się w morzu, inne bawiły się z rodzicami. Jednak nie wszystkie. W centrum miasta z kościoła wyszła czarna procesja. Procesję tą prowadził ksiądz, za nim szło 12 ludzi. Byli podzieleni na 4 osobowe grupy. Każda grupa niosła jedną trumnę. Za nimi szła mała grupa ludzi. Można było wśród nich wyróżnić jedną osobę.Był nim 12 letni chłopiec,którego oczy kleiły się od łeż.W końcu ksiądz się zatrzymał, trumny natomiast włożono do dołów,które były przygotowane parę dni temu.W końcu ksiądz przemówił.
- Zebraliśmy się tutaj by pochować Franka, Alicje Fate oraz ich córkę Annę,Zmarli oni w pożarze dnia 12.lipca.1992r.Z ich życzeniem chowam ich obok siebie. Znałem ich, mogę powiedzieć o nich jedno, byli dobrymi, sprawiedliwymi i kochanymi ludźmi. Nie wiem dlaczego pan wezwał ich do siebie, jednak musiał mieć w tym jakiś cel. Pamiętajmy jednak że w takiej chwili nie możemy się odwracać od boga. Nie możemy go obarczać winą za ten czyn. Powinnyśmy się w tej chwili oprzeć wiarą w boga bo on jeden,tylko on może nam pomóc.Albowiem jest on sędzią sprawiedliwym, który ……..-dalszych słów Will już nie słuchał skupił się na rodzinie.Podszedł do 3 trumien i położył na nich po jednej czerwonej róży.Łzy znowu napłynęły mu do twarzy.Nie próbował ich ukryć,pozwolił im płynąć po twarzy.Po chwili podjął pieśń księdza,
- PAN jest moim pasterzem
i nie brak mi niczego.
Pozwala mi spocząć
wśród zielonych pastwisk
Prowadzi mnie do wód spokojnych,
pokrzepia moją duszę.
Prowadzi mnie prawymi ścieżkami
przez wzgląd na swoje Imię.
Lecz choćbym nawet szedł mroczną doliną,
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Twoja laska i kij pasterski
są mym pocieszeniem.
Stół dla mnie zastawiasz
na oczach mych wrogów
olejkiem moją głowę namaszczasz,
mój kielich aż się przelewa.
Tak dobroć i łaska za mną podążą
przez wszystkie dni mojego życia.
I na długie dni zamieszkam
w domu PANA
Po chwili wszyscy umilkli. Nic nikt nie powiedział, jak by ktoś ich wszystkich zaczarował. Wszyscy wpatrywali się w 12 letniego chłopca. Will wiedział co to oznacza. Ksiądz podszedł do niego z małym kuferkiem, pełnym czarnej ziemi.. Wziął ją od księdza i podszedł do pierwszego grobu. Rzucił garść ziemi na trumnę, poczym podszedł do pozostałych trumien i sytuacja się powtórzyła. Po chwili ludzie zaczęli zasypywać Wiedział że nie zapomni tego widoku do końca życia. Minuty mijały, ludzie zaczęli się rozchodzić. Po pewnym czasie chłopiec został sam. Podszedł do grobu i uklęknął przed nim.
-Boże, dlaczego, dlaczego oni zginęli? Czemu tak się stało. Czemu ??????-pytał
-Nie wiem –odpowiedział mu tajemnicy głos
Chłopak odwrócił się do tyłu i zauważył dorosłego mężczyznę. Czerwona skóra, zdradzała że był pełnym lub w części Indianinem.
-Kim pan jest ?-spytał
-Będzie ci w to trudno uwierzyć, ale jestem twoim wujkiem.
-Kłamiesz, moja mama miała siostrę która zmarła rok temu, a ojciec był jedynakiem.-odpowiedział w złości
-Masz rację, ojciec był jedynakiem. Jednak twoi dziadkowie mnie adoptowali. Nie dziwię się że nie wspominał. Pokłócił się ze mną 20 lat temu.Od tamtej pory nie mieliśmy ze sobą kontaktów. Az do maja tego roku. Dostałem dziwną wiadomość, powiedział mi że jeżeli coś mu się stanie. Jeżeli umrze a Alicja wraz z nim to mam się opiekować jego dziećmi. Nic więcej mi nie powiedział, nie pozwolił mi przyjechać. Teraz jednak jestem,i zamierzam wypełnić wolę mojego brata.
-Nigdzie z tobą nie pojadę !!!!—krzyknął
-Niestety ta decyzja nie należy już do ciebie. Dałem słowo oraz załatwiłem już papiery.
-Chodzi tobie tylko o pieniądze, tylko o nie ……-krzyknął przelewając w to całą złość, jednak zachwiał się po ciosie w twarz.
-Nie pozwolę się obrażać.Co do pieniędzy to leżą one w banku.Należą do ciebie.Otrzymasz je w wieku 18 lat.Do tego momentu zamieszkasz ze mną-powiedział poczym zrobił coś czego Will się nie spodziewał.Uklęknął i przytulił chłopca głaszcząc go po głowie.-Już dobrze synku,już dobrze-tulił płaczące dziecko.Po chwili Chłopiec wyrwał się od z uścisku.
-A gdzie pan mieszka, ?-spytał
-Daleko stąd,mieszzam w górach.Mam wykupioną dużą ziemie pośrodku lasu.Będziesz chodził do szkoły, lecz pyzatym nauczę cię polować i obsługiwać bronią. Nauczę cię jak walczyć o swoje, jak się nie poddawać. Jak żyć.-odpowiedział poczym chwycił chłopca za ręke i zaczął ciągnąć do samochodu.
-Gotowy na nowe życie. Będzie one zupełnie inne niż teraz ?-spytał chłopca
-Nie wiem spróbuję, postaram się.Bo teraz kiedy powiedziałeś mi to że moja rodzina nie zginęła w pożarze ale została zamordowana, moje życie ma inny sens. Ja muszę się dowiedzieć kto za tym stoi-poczym zacisnął swoje małe ręce w piąstki.Głupio to brzmiało w słowach 12 latka ale stary Indianin tylko się uśmiechnął.
-Jak się nazywasz wujku, jam mam cię od teraz zwać ?-spytał
-Nazywam się Chingachgook, jednak nazywaj mnie po prostu wujkiem, tak jak twój ojciec nazywał mnie bratem.-poczym ruszył samochodem wraz z chłopcem w kierunku nowego domu.
Ostatnio zmieniony przez William Fate dnia Sob 19:21, 19 Kwi 2008, w całości zmieniany 6 razy
|